22 cm, oprawa kartonowa oryginalna, [2],219,[3] s. PB, VG. Stan wewnątrz lepiej niż bardzo dobry, karton okładki jest nieco poocierany zwłaszcza przy krawędziach. Masa egz.: 270 g.
Zapis 21.
Książka wyszła równolegle również w podziemnym wydawnictwie Krąg.
Omówienie powieści wg:
konwicki.art.pl/tworczosc/wschodyizachodyksiezyca/
Konwicki pogrąża się ostatecznie. Ta książka stanowiła krok straceńczy, za którym już nic — tylko chmury. Jeśli po Kompleksie polskim telefon państwa Konwickich zamilkł, a pana Konwickiego wymijano na chodniku, jeśli po Małej apokalipsie na ulicy obywatele państwa komunistycznego już wręcz zmykali na drugą stronę, to po Wschodach i zachodach księżyca na widok sylwetki Przechodnia po prostu ze zgrozy, ze strachu przed spotkaniem mdleli. Wschody i zachody księżyca były bowiem już niczym innym jak atakiem na Związek Socjalistyczny. Werbalne wycieczki w kierunku Wschodu, na które ważył się pisarz, są różnego kalibru, nie są też one oczywiście wyłączną treścią tego utworu sylwicznego, wypełnionego przecież i kolejnymi portretami znanych osobistości, i anegdotami o znajomych, także rozlicznymi ich uszczypnięciami, poza tym utworu wypełnionego komentarzami, obrazami rzeczywistości gorąco-lodowatego polskiego roku 1981, kartami projektów powieści, kartami samych powieści, relacjami o powstawaniu Doliny Issy itd. Ale co i rusz czytelnika przewracającego kolejne stronice prąd pieścił, bo co i rusz natrafiał on na zdania kwalifikujące do kropnięcia delikwenta nie tylko je piszącego, ale też i osobnika z nimi się zaznajamiającego. Autor tej książki ośmielił się stwierdzić na przykład to, co dopiero dziś ostatecznie jest dowodzone: stwierdzić, kto naprawdę stał za zamachem na Jana Pawła II.
O ile utwór ten jest drugą częścią tryptyku eseistycznego — wespół z Kalendarzem i klepsydrą (opublikowanym jeszcze w oficjalnym obiegu) i Nowym Światem i okolicami (opublikowanymi już w obiegu oficjalnym, czyli po przyszłym zaskakującym powrocie autora do obiegu oficjalnego w drugiej połowie lat osiemdziesiątych) — to można powiedzieć, że stanowi wraz z Małą apokalipsą swoisty dyptyk. Jest tak, ponieważ autor Wschodów i zachodów księżyca odnotowuje tu raz po raz — z mieszanym uczuciem smutku, ale i pewnej satysfakcji — kolejne fakty spełniania się profetyzmów, zapisanych w poprzedniej powieści.
Tak, Mała apokalipsa spełniła się, bo w jej szwach, w jej pęknięciach i rysach jest jeszcze ogromny zapas złych spełnień, niedobrych proroctw, fatalnych przeczuć. — konstatuje Konwicki. Po czym dodaje (profetycznie dodaje, przecież!): Nie, nie, nie. Nas uratuje cud. Kolejny realny cud.1
© 2006 Przemysław Kaniecki
1 Wg wyd. 1990, s. 361.
Opis w:
Muzeum Wolnego SłowaEAN 9780904286373.
Library of Congress:
85236551.
WorldCat:
9301102,
76319878,
230813214,
461950118,
475876224,
490851480,
500562413.
OpenLibrary:
OL1899614W.